Nasz morski jacht – s/y Kookaburra

  • s/y Kookaburra POL-1337

Typ: BONITO 9 (Carter 30)

S/y Kookaburra – dzielny jacht morski, o dynamicznej sylwetce i regatowej duszy. Od 1997 roku wiernie nam służy. „Kurę” (tak ją pieszczotliwie nazywamy) poznaliśmy już jako dojrzały jacht, przypłynęliśmy nim, wcale nie bez przygód, z Włoch. Oj przydałoby się żeby ktoś tę podróż kanałami i rzekami Europy opisał! Wielokrotnie stawał się naszym bezpiecznym domem na bliższe i dalsze rejsy. Stacjonując a to w Kołobrzegu a to w Darłowie, woził nas po polskim wybrzeżu: od Świnoujścia po Gdańsk. Na Bornholm pływał jak liniowiec. Pływaliśmy też do do Szwecji dopływając i na Olandię, i na Gotlandię.

Kura dostarczyła nam wielu niezapomnianych wrażeń…

Kookaburra, Kukabura chichotliwa (Dacelo novaeguineae) – gatunek średniego ptaka z rodziny zimorodkowatych (Alcedinidae), zamieszkujący wschodnią i południowo-wschodnią Australię. Największy przedstawiciel rodziny zimorodkowatych, z dużą głową i masywnym dziobem. Upierzenie ciała beżowe, skrzydła brunatne z niebieskimi plamkami. Ogon dość długi, brązowy z ciemnymi prążkami. Za okiem ciemna plama. Charakterystyczny, głośny głos przypominający histeryczny, ludzki chichot. Odzywa się głównie o świcie i zmierzchu.

Nasz ptaszek w locie….

Na swojej drodze Kura spotkała kilku przyjaciół: w 2012 roku Bałtycki Bank Spółdzielczy BBS z Darłowa z p. Prezesem Ryszardem Mrozińskim (do dziś mamy tam konto bankowe) i firma WITT Polska Sp. z o.o. z Wrocławia z p. V-ce Prezesem Krzysztofem Czerwińskim pomogły nam uzupełnić wyposażenie ratunkowe i elektronikę jachtową, co umożliwiło nam dalsze, bezpieczne rejsy.

Z racji na swoje lata, od czasu do czasu Kura sprawiała nam drobne niespodzianki techniczne, ale jakoś zawsze udawało nam się je rozwiązywać. Niestety z wiekiem problemy rosną. I tak oto przed trzema laty napisaliśmy na poprzedniej odsłonie naszej strony:

W przyszłym roku (2017) mija dwadzieścia lat odkąd Kookaburra jest w naszym klubie. Jasiu ją pięknie wyrychtował ale po latach wiernej służby ptaszek podupadł na zdrowiu i postanowiliśmy zrobić mu kurację odmładzającą. Trochę czasu spędziliśmy na dyskusjach co począć. Koniec końców decyzje zapadły.

Najważniejsza – remontujemy samodzielnie. Dlaczego tak? Bo nie stać nas na zlecenie pracy na zewnątrz – to po pierwsze. A po drugie to perspektywa słodkiego uczucia satysfakcji gdy remont skończymy i ruszymy w morze na własnoręcznie wyremontowanym jachcie. Po trzecie dobrze jest znać każdy zakamarek. Kiedy? Byłoby wspaniale gdybyśmy skończyli właśnie w przyszłym roku, z okazji dwudziestolecia.

Przejdźmy do konkretów. Mamy solidny, dzielny jacht o takielunku i żaglach w dobrym stanie… A teraz zaczyna się ale. Łódka cierpiała na kilka przykrych przecieków gdzieś na łączeniu pokładu z burtami oraz przy forluku. Niestety pokład pokryty klepką teakową nie dawał możliwości zlokalizowania ich źródeł. Po zasięgnięciu rad u kilku fachowców postanowiliśmy działać radykalnie – rezygnujemy z teakowego pokładu. Zdejmujemy, uszczelniamy, szpachlujemy, malujemy. Sporo elementów drewnianej zabudowy wnętrza zbutwiało. Powodem była ciasna zabudowa bez dostępu oraz miejsca gdzie zbierała się woda bez możliwości odpływu – to wada wrodzona jachtu. Decyzja? Oczywiście wymiana tych elementów ale też uproszczenie zabudowy tak, by do wszelkich zakamarków był dostęp. Do tego oczywiście naprawa uszkodzeń, czyszczenie, malowanie itp. Trzeba będzie zrobić nowy komplet materacy bo te z trawy morskiej są już tak twarde, że twardsze być nie mogą. Są dwa miejsca, gdzie pracy będzie szczególnie dużo.

Po pierwsze kambuz i zejściówka, których to zabudowa musi być kompletnie odnowiona, po drugie toaleta, która była szczególnym przypadkiem nieergonomicznej zabudowy.
Instalacja wodna. Zrezygnowaliśmy ze stałych zbiorników słodkiej wody. Przy żegludze jaką uprawiamy więcej jest z nią kłopotu niż pożytku. Zbiorniki polietylenowe cały czas będą możliwe do zainstalowania ale z tych ciężkich, stalowych rezygnujemy.
Instalacja elektryczna. Praktycznie całkowicie będzie zmieniona. Poprzednia stała się bardzo zawodna. Były dwie skrzynki rozdzielcze w tym jedna tak ukryta, że skorodowanych łączówek nie dało się naprawić. Instalacja będzie uproszczona, wyposażona w zabezpieczenia przed rozładowaniem akumulatorów oraz elektroniczny separator akumulatora rozruchowego i hotelowego. Przejdziemy na akumulatory AGM. W grę wchodzi jeszcze panel fotowoltaiczny i turbina wiatrowa ale to w miarę dostępnych środków.
Nawigacja. Wyposażenie raczej skromne ale solidne. GPS (ale raczej nie gotowy chartplotter), log i sonda głębokości, wiatromierz, odbiornik NAVTEX i AIS też się przydadzą. Wszystkie przyrządy z wyjściem NMEA, dla ewentualnego podłączenia komputera nawigacyjnego.
Wyposażenie bezpieczeństwa. EPIRB. Resztę już mamy, choć będzie trzeba odnowić certyfikaty.
I kilka innych drobiazgów. Jak na przykład… silnik. Niestety Petter jest starszy niż sam jacht, czego wcześniej nie wiedzieliśmy. A remont już w rachubę raczej nie wchodzi. Na ostatnim rejsie do Kołobrzegu (miał być Bornholm, ale wiatry nie były sprzyjające) silnik całkiem stracił ducha.

Prostota i solidność – takie hasło będzie nam przyświecało.

A jak już decyzje zapadły to wzięliśmy się za pracę. Pierwszą rzeczą było zrobienie jakiegoś przytulnego gniazdka. Pisaliśmy tak:

Budka dla ptaszka.
Kookaburra zagnieździła się na przystani w Unieściu. Ze swojego macierzystego portu w Darłowie przyjechała na przyczepie do Mielna i zaległa na swoim łożu. Aby dało się wygodnie przy łodzi pracować należało zbudować jakiś dla niej namiot. Z wielką pomocą przyszli nam bracia Matyszczakowie udostępniając trochę potrzebnego drewna. Dzięki Panowie serdeczne! Do tego:

– plandeka (pozostałość po wielkoformatowej reklamie),
– gwoździ parę kilo mniejszych i większych,
– narzędzia takie i owakie z piłą łańcuchową, poziomnicą i młotkiem na czele oraz
– silna ekipa klubowych żeglarzy i w ciągu jednego dnia stodółka powstała. Jak widać była nawet wiecha! Świetnie, że tak ładnie poszło!
NO A TERAZ ZACZNĄ SIĘ SCHODY…

Stan na wrzesień 2019. Zdjęty teakowy pokład, pokład poliestrowy wyszpachlowany i wypolerowany, wnętrze już w odbudowie.

Tak więc Kura obecnie jest w trakcie remontu, stoi „na sucho”, pod wiatą, na naszej klubowej przystani w Mielnie-Unieściu. Planowaliśmy zlecić remont kadłuba szkutnikom, ale po wstępnej kalkulacji a potem szczegółowej kalkulacji robimy go własnymi rękami. Z racji na powszechnie znane kłopoty obiektywne remont się wlecze ciągnie i przeciąga… A czas na morze!

Prace pomału, ale systematycznie, brną do przodu… Pokład i nadbudówka są już wyszpachlowane i pomalowane. Czekamy na nowe ozdobne mahoniowe listwy. Na foto stan na sierpień 2020.

Szpachel już jest, jeszcze szlif i malowanko…
Szlifujemy….
Wzorniki na nowe mahoniowe listwy… będzie ładnie…
Sierpień 2021. Prace trwają…. Malujemy, szlifujemy, We wnętrzu coraz więcej wyszpachlowanych i pomalowanych rejonów, pojawiły się też nowe element zabudowy ze sklejki. Odmalowany jest już kambuz. Jest też nowy zbiornik na wodę. Na dole (po prawej) widoczny specjalistyczny przyrząd do demontażu przepustów burtowych.

Pomóżmy Kurze rozwinąć skrzydła

Ożaglowanie: slup, powierzchnia pomiarowa 36 m², kadłub z laminatu p-s, zbudowany w 1984 roku, drzewce aluminiowe

Lc = 9.13 m, B = 3.10 m, T = 1.32 m

Max. liczba osób: 6

Liczba koi: 5

Charakterystyka: dzielny jacht morski – kadłub laminatowy, maszt aluminiowy, grot rolowany na bomie, genua rolowana na sztagu, silnik stacjonarny – Petter – zdemontowany po awarii, log, wiatromierz, radio VHF-DSC, pneumatyczna tratwa ratunkowa Zodiac, kamizelki pneumatyczne, łazienka z manualnym WC, nawigacyjna, kambuz.

Armator: Yacht Club Politechniki Koszalińskiej, port macierzysty Darłowo