Parada i Regaty samotników
Pierwsza taka parada na Jamnie udała się znakomicie! Pogoda dopisała bo wieczorową porą było prawie bezwietrznie i ciepło. Dopisali też uczestnicy bo zjawiło się kilkadziesiąt jachtów żaglowych, motorówek i innych mniejszych lub większych statków i „statków” mimo, że Kamil, inicjator całego zamieszania, dał sygnał do akcji ledwie w poniedziałek poprzedzający ten paradny piątek. Jachty zebrały się około dziewiątej przy i na naszej przystani a załogi zajęły się tym aby na łódkach, świeciło, żarzyło, dymiło i grało. Tak więc już na wstępie zapowiadało się ciekawie. Znakomicie ponadto, że Mielno dołożyło swoją cegiełkę (albo i cegłę) fundując pokaz sztucznych ogni i koncert ze statku. Fantastycznie bo koncertowa motorówka stała się centrum, wokół którego wszystkie pływadła krążyły, łączyły się w tratwy a załogi śpiewały szanty razem z Oj Tam. Było klimatycznie! Oczywiście też tam byliśmy, też śpiewaliśmy, świeciliśmy, strzelaliśmy, dymiliśmy i co tam jeszcze. A gdy zapadł zmrok udaliśmy się do siebie bo już następnego dnia Regaty Samotników.
A Regaty udały się znakomicie. Wystartowali: Kuba na Zawracie II, Marcin na Velesie, Kamil na Polsterze, Ernest na Tajfunie, Mariusz na Temaciku II, Andrzej na Borysie, Boguś na Furii, Marian na Monie, Rafał na Orkanie, Rysiek na Remizie, Zbyszek na Korwecie, Tomek na Akademiku i Jurek na Skorpionie (wg kolejności zgłoszeń). Tak więc wystawiliśmy solidną reprezentację trzech łódek. Zaczęliśmy oczywiście od podniesienia bandery a zaraz potem odprawa i starty. Wiatru mieliśmy od jedynki do prawie trójki a więc warunki bardzo przyjemnie zwłaszcza, że ślicznie świeciło słońce.
Udało się przeprowadzić cztery wyścigi przy czym Bazi w roli sędziego (też samotnego) napracował się trochę przestawiając trasę bo z wyścigu na wyścig wiało coraz mocniej i z innego kierunku. Linia startowa była dość krótka, nikt nie spóźniał się na starcie więc emocji przy tym było co niemiara. Nie obyło się bez kontaków ale też szkód wielkich nie było a i pretensji też nie. Jachty raczej słabo były ze sobą porównywalne aczkolwiek klasyfikacja była prowadzona bo nie tylko o przyjemność chodziło ale i o rywalizację. Po paru godzinach na wodzie większość ze startujących była nieźle zmęczona. Najbardziej chyba sternicy dezet bo to zdecydowanie nie są jednoosobowe łodzie.
W klasie do 7 metrów szans nikomu nie dał Kamil na Polsterze. No ale to mikro po prostu fruwało! Druga była Mona z Marianem za sterem a trzeci Veles z Marcinem. W klasie powyżej 7 metrów pierwszy był Andrzej na Borysie i to było drugie jego zwycięstwo bo w poprzedniej edycji też zdobył najwyższe miejsce na podium. Drugi był Kuba na Zawracie II, a trzeci Bogdan na Furii. No i jeszcze dezety. Tu co prawda były tylko dwie łodzie ale za to te, między którymi jest „odwieczna” rywalizacja. Korweta i nasz Akademik. Tym razem górą był Akademik z piszącym te słowa za sterem. Walka była jednak wyrównana niezwykle i chwilami burta w burtę.
Po wyścigach oczywiście wymiana uwag, żartów, roztrząsanie sytuacji pierwszeństwa na wodzie a wszystko przy szklaneczce chłodnego piwa. Tym razem nie było tradycyjnego grilla bo mistrz ceremonii i zaopatrzeniowiec w jednej osobie raczył mieć solidną stłuczkę w drodze na przystań. Tak więc posmakowaliśmy pizzy różnych smaków z „naszej” restauracji. Udana impreza! Będzie rzecz jasna kontynuowana.